Siedziałam w ogromnym salonie, miał białe ściany, w koncie stał ogromny telewizor, w drugim koncie po przeciwnej stronie stała kanapa, obok były dwa fotele i stolik do kawy. Damon stał przy oknie i wyglądał na las gdzie chodziły wilki, a może wilkołaki. Chciałam coś do niego powiedzieć, ale mój głos nie chciał się wydobyć z mojego gardła, w końcu Damon odwrócił się do mnie twarzą.
- Powiedz coś Ray.
Otworzyła usta bo chciałam go zapytać, co to ma wszystko znaczyć, ale nic nie powiedziałam tylko siedziałam z otwartą buzią i patrzyłam się na chłopaka, którego znałam nie od dziś.
To wszystko mnie przerastało, w kilka sekund mój świat zawalił się. To co uważałam za kłamstwo stało się prawdą, a chłopiec którego znałam z dzieciństwie okazał się wielkim psem. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Mój brat i jego dziewczyna byli tacy sami. Ja też byłam. Ale niby skąd to się wzięło? Przecież żaden wilk mnie nigdy nie ugryzł i .... Właśnie to było to pytanie. Czy któreś z moich rodziców nie jest. Mama na pewno nim nie jest, ona się boi nawet mrówki a co dopiero zmienia się w wielkiego psa.... wilka.
- Przestań nas tak nazywać - oburzył się Damon.
- Co?? - Spojrzałam na niego.
- Czytam ci w myślach. Myślałem że mnie czujesz. - Zmarszczył brwi.
- Co do cholery - wstałam gwałtownie i podeszłam do niego. Dźgnęłam go palcem w żebro, chyba nawet nie poczuł. - Co ty sobie wyobrażasz? Nie dość że to wszystko zwaliło mi się z dnia na dzień na głowę, to jeszcze czytasz mi w myślach?! - wrzeszczałam bez opamiętania. - Co ty sobie myślisz?!
Zamachnęłam się i chciałam go uderzyć, otwartą dłonią w twarz ale złapał mnie, przyciągną do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku.
- Puszczaj - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Uspokój się. Wiem że jesteś zmęczona i to wszystko stało się za szybko. Ale musisz się opanować. Proszę Riley. - Powiedział moje imię tak czule że aż się skrzywiłam. - Poza tym nie mogę też ryzykować że oszpecisz tak piękną twarz.
Zrujnował jeszcze bardziej całą sytuacje.
- Co za palant - burknęłam. - Dobra puszczaj pogadamy na spokojnie.
Spojrzał na mnie nieufnie, Ale powoli rozluźnił uścisk. Chciałam się odsunąć ale zamiast tego, moje ręce powędrował na jego szyję, przyciągając go do mnie. Zaczęłam płakać.
Boże co ja robić? - Wrzeszczałam na siebie w myślach. - Przestań! Odsuń się od niego! Ale moje ciało nie miało takiego zamiaru. Miałam wrażenie że nasze ciała idealnie do siebie pasują. Że bardzo dobrze znałam jego ciało każdy centymetr. Na tą myśl zarumieniłam się.
- Hej, hej uspokój się. Przestań płakać, proszę. - głaskał mnie tą swoją dużą dłonią po głowie - Takie miękkie - wymamrotał.
Odsunęłam się od niego, a on mnie puścił jakby nie chciał żebym się od niego oddalała. Poszłam do kuchni, odkręciłam wodę, nabrałam trochę na dłonie i chlusnęłam sobie w twarz. Zimna woda podziałała. Gdy się wyprostowałam, Damon stał obok z małym ręcznikiem którym wytarłam twarz. Odwróciłam się twarzą do chłopaka, opierając o blat kuchenny.
- Opowiedz mi wszystko. - Prosiłam na spokojnie.
- Mamy ten cudowny gen, od wieków. Jesteśmy strażnikami. W każdym miejscu możesz takiego znaleźć. Naszym zajęciem jest to że musimy chronić bezbronnych ludzi przed tymi pijawkami, które cie wczoraj zaatakowały. - Uśmiechną się - I takie głupiutkie przyszłe strażniczki ja ty.
Otworzyłam szeroko buzie i oczy z szoku. Ale nic nie powiedziałam. Wolałam to zachować dla siebie, chociaż tak na prawdę wyklinałam go w myślach. Właśnie mnie olśniło że pewnie on to wszystko słyszy.
- Tak, słyszę to -przyznał.- Posłuchaj - powiedział na poważnie. - Z wami dziewczynami nie ma przelewek. Sama nie przejdziesz przemiany. Musisz wybrać osobę którą chcesz ją przejść, ale zostaniesz z nią związana na zawsze. Będzie między wami więź. Będziecie mieli niezwykłą telepatię, jeśli jego coś zaboli ty też to odczujesz. Musisz rozważnie podjąć decyzje.
- Co to znaczy że muszę z kimś ją przejść.
- Żadna strażniczka nie przeżyła sama przemiany. I nie rodzi was się za wiele. Dlatego my, samce dbamy o was.
- Ale ja nie mam z kim jej przejść - spuściłam głowę, nadal w to trochę nie wierzyłam, ale jeśli mam przejść na prawdę jutro przemianę, musiałam z kimś ją przejść.
Ciepłe palce dotknęły mojego podbródka i uniosły moją głowę tak żebym spojrzała Damonowi w oczy.
- Jestem ja.
Patrzyłam na Damona z niedowierzaniem.
- Nie możesz... - powiedziała. - Moni wszystko to tak nie działa, nie możesz rzucić wszystkiego w cholerę i związać się na stałe z dziewczyną której nie znasz.
- Znam cię. - powiedział.
Jego dłoń przejechała na mój policzek a oczy obserwowały mnie uważnie. Taka intensywność koloru. Nic się nie zmieniły przez te lata. Nadal były piękne. Wróciły mi te wszystkie wspomnienia związane z nim. Już wtedy był wyższy ode mnie. Zawsze śmiał się ze mnie że jestem królewną. A ja oburzona odwracałam się od niego. Dawał mi za to dużego lizaka, kochałam słodycze i on to zawsze wykorzystywał. Pakował mnie w największe kłopoty, lecz zawsze mnie z nich wyciągał. Gdy namówiłam żeby wszedł ze mną na dach mojego domu, z którego zresztą spadłam i złamałam rękę, moi rodzice dostali szału, ale Damon powiedział że to on wpadł na ten pomysł co złagodził trochę sprawę ale to był ostatni raz kiedy go widziałam. Stał cały czerwony ze złości, bo ja płakałam i jęczałam jak bardzo boli. Chyba wyczuł że to wspomnienie stanęło mi przed oczami i uśmiechną się. To był cudowny uśmiech, w policzkach zakwitły mu słodkie dołeczki. Ciacho.
- Widzisz ile ze mną przeżyłaś?
- Tak. ale minęło 5 lat odkąd cię widziała. Zostawiłeś mnie. Odszedłeś sobie bez pożegnania. Dlaczego? - położyłam dłoń na jego torsie i odsunęłam go delikatnie od siebie żebym miała przestrzeń do oddychania.
- Mój brat Xavier... pamiętasz go? - przytaknęłam. - Kończył 17 lat i musieliśmy wyjechać. Gdy ja miałem się przemienić też wyjechaliśmy do Las Vegas.
- Umm - jęknęłam i zgięłam się w pół. Brzuch bolał bardzo, w kościach trzeszczało.
- Kiedy coś jadłaś? - zapytał pochylając sie nade mną.
- Umm... wczoraj rano.
Wyciągną z lodówki która stała zaraz obok paczkę kabanosów i podał mi ją.
- Chyba żartujesz - odsunęłam ją od siebie. - Jestem Weganką.
- To się i tak zmieni. - Wyciągną jedną laskę i przyłożył mi ją do ust. - Jedz.
Nie wiem co się ze mną w tym momencie stało ale wyrwałam mu tą laskę i zjadłam całą, później dobrałam się do tego co było w paczce. Czułam że to biedne zwierzątko które musiało umrzeć żeby zaspokoić moje potrzeby właśnie krzepło we mnie i dodawało mi siły.
- Zrobić ci coś do jedzenia jeszcze czy wystarczy? - Zapytał chłopak powstrzymując się od śmiechu.
Dałam mu kuksańca a ramię i w ty samym czasie do kuchni wszedł Josh.
Temperatura pokoju momentalnie spadła, Josh podszedł do lodówki wyją butelkę wody. Odkręcił kapsel i wyrzucił go na blat za mną. Oparł się na blat obok mnie, bardzo blisko mnie, nasze łokcie stykały się ze sobą za każdym razem gdy podnosił butelkę do ust.
- Boże... muszę wracać do domu - oznajmiłam. - Moja mama pewnie odchodzi od zmysłów.
- Nigdzie nie idziesz. - Josh objął mnie ramieniem w tali i przyciągną do siebie.
Spojrzałam na Damona jego oczy zapłonęły gniewem, lecz nic nie powiedział, odwrócił się i po prostu wyszedł.
- Ty też taki jesteś? - zapytałam.
- Jaki? - odłożył butelkę i staną twarzą do mnie.
Zaczynało mnie wkurzać to że wszyscy są wyżsi ode mnie i patrzyli na mnie z góry.
- Przestań na mnie patrzeć z góry - mruknęłam pod nosem ze złości.
- Jak mam na ciebie patrzeć skoro jesteś taka mała.
- Jezu... ty też jesteś wilkołakiem?
- Tak.
- Wiedziałeś od początku że też nim jestem?
- Tak - westchną ponuro. - Riley posłuchaj, przepraszam że wczoraj nie wyczułem tego wampira. Że cię skrzywdził. To moja wina.
- No tak byłeś zbyt zajęty.
Uśmiechną się i pochylił się nade mną i trącił mój nos swoim.
- Nie pozwalaj sobie.
Josh został szybko odsunięty ode mnie, wręczy odepchnięty i wylądował na zlewie.
Boziu genialny blog ! Historia cudowna *o*
OdpowiedzUsuńI tak szybko Dodajesz rozdziały :-) super :-*
Juz kocham Damona <3
I bardzo współczuje Ray. Ja bym sie czuła masakrycznie z myślą ze zostałam tak oszukana :-(
Pozdrowionka :-*
I mnie juz rozdział 5
czuc.blogspot.com
nieelitarnaszkola.blogspot.com