niedziela, 15 marca 2015

ROZDZIAŁ 4

- Wróć do nas - słyszałam cichy szept z oddali.. - Nie poddawaj się. Walcz. Pomogę ci. Tylko idź za moim głosem. 
Ktoś mną poruszył. Coś ciepłego i miękkiego przesunęło się po mojej skórze. Próbowałam mówić do tego cudownego głosu wokół mnie i może to zrobiłam. Nie byłam pewna.
W którymś momencie otoczyła mnie chmura i gdzieś poniosła. Czułam pod policzkiem bicie serca, usypiające mnie. Potem głos odszedł. W pewnym momencie zobaczyłam jasne światło i twarz. Już ją widziałam.
Jego usta poruszały się. Mówił coś do mnie, ale nie rozumiałam. Słowa nie układały się w całość. Zamknęłam oczy i z całej siły próbowałam skupić się na jego słowach.
- Już dobrze, nic ci nie będzie. - Powiedział.
Zaczęłam mrugać. Powoli wszystko do mnie docierało. Siedziałam... wręcz leżałam, na kolanach z przyciśniętą twarzą do piersi chłopaka.
- Co... - to był tak delikatny szept że zdziwiłam się że w ogóle usłyszał.
- Ciśśśś.... - uciszył mnie.
Wstał ze mną na rękach i poszedł do pokoju w którym wcześniej byłam. Położył mnie na łóżku i nachylił się nade mną.
- Zaraz wracam, nie umieraj i nie przemieniaj się beze mnie.
Wyszedł z pokoju, a ja powoli zaczęłam wracać do życia. Leżałam sztywno na plecach, zaczęłam zaciska dłonie w pięści i powoli zaczęłam się podnosić. Kręciło mi się w głowie i czułam kujący ból u nasady czaszki, ale zrobiłam to. Usiadłam pomimo to.
Drzwi się otworzyły i do środka wszedł chłopak o niebieskich oczach.
- Hej - podszedł do mnie szybko i usiadł obok. Objął mnie jedną ręką w pasie. - Nie powinnaś była wstawać.
Przystawił mi do ust szklankę z czymś dziwnym. Gdy pociągnęłam łyk skrzywiłam się. Sok marchewkowy, ale czułam jak wracają mi siły więc wypiłam do dna.
- Kim... Kim ty jesteś? - zapytałam.
- Strażnikiem. Nie pozwolę by coś ci się stało.
- Jaki do cholery strażnikiem?
- Nie wiesz kim jest....
- W dupie mam kim jesteś. - warknęłam już pełna sił. - Mów o co chodzi. Kim jesteś i co ja tu robię.
- Jesteś wilkołakiem, jutro o północy przejdziesz pierwszą przemianę. 

Siedziałam i patrzyłam a chłopaka jak na kompletnego wariata. 
- Jaja sobie robisz? - zapytałam chłodno. - Bo wiesz. Nie śmieszne to było. Wilkołaki? Serio? Przecież to nie istnieje. 
- Gdyby nie istniały, to by cię to nie było. 
- Wal się - mruknęłam, próbując go od siebie odsunąć. 
- Posłuchaj to wszystko to prawda. Jestem Strażnikiem, nazywam się Damon Abel.
Skądś kojarzyłam te nazwisko. I wtedy przed oczami staną mi obraz chłopca może w wieku 10 lat, z szopą czarnych włosów i o niebieskich oczach. Stał nad dziewczynką o platynowych włosach, nie widziałam jej twarzy zdecydowanie młodszej od niego o jakieś dwa lata albo trzy.
Spojrzałam na chłopaka zupełnie nie podobnego do chłopaka z wspomnienia. Boże to był on. Chłopak za którym czasami tęskniłam. Gdy byłam mała, podkochiwałam się w nim, ale to niemożliwe. Co on tu robił. I dlaczego opowiadał takie bzdury.
- Jak.... Jakim cudem? - jąkałam.
- Poznałaś mnie? - Uśmiechną się.
- Boże, Damon minęło tyle lat. - Odsunęłam się od niego i popatrzyłam na chłopaka. - Nawet się nie pożegnałeś - uderzyłam go z całej siły w ramię.
- Tęskniłaś?
- Nie - skłamałam.
- Kłamiesz. Nadal nie nauczyłaś się kłamać. Ale to dobrze.
- Boże co za frajer....
- Wyrażaj się. Kiedyś nie byłaś taka pyskata Ray. - Westchną głośno. - Miałem trochę nadzieje że mnie nie pamiętasz.
- Żartujesz? - Nie wierzyłam własnym uszom. - Dlaczego?
- Bo nie możesz teraz pochopnie podejmować decyzji. Posłuchaj Ray, nie kłamię mówiąc że wilkołaki istnieją, wampiry też. To cud że zostałaś przy życiu.
- Co masz na myśli mówiąc że to cud że zostałam przy życiu. - Moje serce galopowało.
- Hej, spokojnie. Chodziło mi o to jak blisko ciebie wczoraj były te pijawki. Ich ślina jest dla nas toksyczna. To - dotkną mojej szyi - nie zniknie szybko.
- Boże - westchnęłam. - Naprawdę ci odbiło.
- Dasz radę chodzić?
Przytaknęłam i wstałam za jego pomocą.
Wyprowadził mnie na ganek, podwórko było ogromne, i ogromne trzy wilki które na nim stały.
Cofnęłam się z cichym okrzykiem. Jeden z nich podszedł do nas i nie spuszczał ze mnie wzroku, miał piękne brązowe oczy, ludzkie oczy.
- Marc - usłyszałam własny szept.
W tedy wilk zaczął warczeć, ruszył do przodu. Usłyszałam warczenie za sobą. Odwróciłam się szybko. Wilk, ogromny czarny wilk, o niebieskich oczach stał za mną. Ruszył na wilka, o rudej sierści ( to na pewno nie Marc, Mój brat ma blond włosy). Otarł się o mnie. Miał aksamitne futro. Myślałam ze zaczną walczyć ale nie. Damon warkną na wilka, a ten skulił się i piszczał jakby z bólu. Wbiegłam boso na błotnistą ziemię. Prawie się poślizgnęłam i runęłabym w błoto, ale zachowałam równowagę i podeszłam do czarnego wilka i odepchnęłam go delikatnie.
- Przestań - krzyknęłam.
Wilk spojrzał na mnie i zawył. Wtedy wszystkie wilki ruszył w las.
Zostałam sama niewiedzą co robić. 

4 komentarze:

  1. Właśnie przeczytałam twoje wpisy. Cała historia jest naprawdę ciekawa, jestem pewna, że nie raz tutaj wrócę :) Dostrzegłam jednak, że w twoje wpisy zakradł się potwór zjadający niektóre literki (przyznaję, że ja też się z nim zmagam) i najlepszym na to sposobem jest przeczytanie postu po jakimś czasie (tylko nie po paru minutach, lepiej po dłuższym czasie) i wtedy wszystkie błędy zostaną wyłapane (i nie mówię tego złośliwie).

    Z niecierpliwością czekająca na następny post
    Igrająca ze Śmiercią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) nie obrażam się za to że wytyka się mi błędy to tylko mnie uczy.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie jest i wogole wiec pisz dalej :) Fajnie wprowadzasz, bo ja nie lubie takich rzeczy w stylu :
    - Hej, co jest?
    - Jestes wilkolakiem.
    - Spoko, opowiesz mi o nich?
    U ciebie nie ma, aż tak bezposrednio i to mi sie podoba. Weny ;) Ja piszę o wampirach więc zapraszam do mnie : http://Czernnocy.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń