czwartek, 12 marca 2015

ROZDZIAŁ 2

Drzwi były otwarte, w przedsionku stał Marc.
- Co tak długo? - zapytała
- Trzeba było po mnie przyjechać a nie mnie olać. 
Ominęłam go, zdjęłam buty, kurtkę Josha którą odwiesiłam na wieszak.
Wchodziłam powoli na górę, gdy weszłam od razu poszłam kuśtykając do pokój.
W pokoju nie zapalając światła podeszłam do okna, dziwnym trafem samochód Josha nadal stał na podjeździe.
Odeszłam od okna i zapaliłam lampkę nocną, wzięłam czyste rzeczy i poszłam do łazienki.
Wzięłam szybki gorący prysznic. Wyszłam z łazienki w koszuli Marca która sięgałam mi do pół uda. Poszłam do pokoju. Stanęłam przy oknie samochód Josha nadal stał na podjeździe.
Wyszłam z pokoju kierując się ku schodom i schodząc na dół. Gdy byłam już na przed ostatnim schodku, potknęłam się i runęłam w dół.
- Auuuu!!! Znów... - prawie wyszlochałam.
- Riley, co ty robisz? - dobiegł mnie krzyk mojego brata.
- Gówno do cholery. Moja stopa! - jęknęłam - boli.
- Riley... - Josh stał juz przy mnie i pomagał mi wstać.
- Josh co ty tu robisz?
- To jest teraz mało ważne. Co ci się stało?
- Chyba skręciłam stopę
Niemal opierałam się o Josha, gdy szliśmy do kuchni.
Siedziałam na stole rozmasowywała stopę, Marc szukał lodu i bandażu elastycznego a Josh siedział obok mnie na krześle.
- Josh to jak? Co ty tu robisz? - spojrzałam na niego z góry co było trudne bo mieliśmy oczy na tym samym poziomie.
- Samochód nie chce odpalić....
- A ja go nie odwiozę w taką pogodę - wtrącił mój brat.
Moja stopa była już w lepszym stanie gdy Marc ją usztywnił.
- Dziękuję braciszku.
Marc wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z Joshem. Zeskoczyłam na jedną nogę. Wzięłam sok który stał na blacie. Następnie próbowałam sięgnąć do górnej półki po szklankę.
Boże nagle mnie olśniło. Moja bluzka podciągnęła się do góry. Było mi widać majtki a mój tyłek pewnie aż się świecił z napisem spójrz na mnie. Czułam na każdym centymetrze mojego ciała wzrok Josha.
Josh staną za mną, bardzo blisko mnie, za blisko. Swoim ciałem lekko napierał na moje.
- Pomogę ci - powiedział delikatnym głosem, jedną rękę położył na moim biodrze, drugą zaś sięgną po szklankę. - Proszę - podał mi ją.
- Dzięki - wzięłam ją i nalałam sobie soku.
Josh nie odsuną się nawet o centymetr.
- Nie chcę robić problemów. Wpadnę jutro po samochód.
- Nigdzie nie idziesz - powiedziałam stanowczo i odwróciłam się do niego twarzą..
Josh stała tak blisko... każda część mojego ciała mrowiła gdzie stykała się z jego. Próbowałam się odsunąć, krok w tył nie zrobiłam ale pochyliłam się do tyłu nad szafkę.
- Ale Riley...
- Nie - przerwałam mu.
Przyszedł Marc, Josh odsuną się ode mnie a ja jak oferma poszłam na górę.

Poszłam na górę i od razu skierowałam się do pokoju gościnnego. Pokój był duży, ściany koloru niebieskiego, duże łóżko które stało na środku pod oknem. Duża szafa, schowana w niej była, czyta pościel, kila ubrań na wszelki wypadek dla gości, oraz mniejsza, która była przygotowana na osobiste rzeczy gości. 
Postawiłam szklankę z sokiem na szafkę nocną która stała koło łóżka. Podeszłam do dużej szafy wyjęłam pościel szybko zaścieliłam łóżko. Szukałam jeszcze ubrań dla Josha, Trzymałam już w rękach szare spodnie dresowe i biały podkoszulek.
- Szybka jesteś - odezwał się głos za mną.
Podskoczyłam ze strachu łapiąc się za serce.
- Przestraszyłeś mnie - uśmiechnęłam się do niego - głupek.
Chłopak objął mnie od tyłu, położył brodę na barku.
- Przepraszam - dał mi buziaka w policzek.
- Co ty robisz? - Odsunęłam się od niego.
- Zimno mi. Nie mogę się przytulić do swojej przyjaciółki?
- Ale tani flirt prychnęłam.
Podałam mu ubrania i chciałam go ominąć ale nie pozwolił mi na to.
- Co? - spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Słodka jesteś.
- Wal się - zaśmiałam się i odepchnęłam go.
Gwałtowny skręt bólu, sprawił że upadłam. To był nieziemski ból całym go w całym ciele. Chyba upadłam, nie wiem. Nic nie czułam a przed oczami miałam szaro.
Po chwili wzrok zaczął wracać, a ból mijał. Leżałam na podłodze, z głową na kolanach Josha. Łzy płynęły mi po policzkach.
- Boże... co się stało? - zapytałam patrząc na Josha.
- Nie.... nie wiem
Leżałam tak chwile z głową na kolanach Josha. Uspokoiłam oddech, opanowałam łzy i usiadłam powoli. Spojrzałam na Josha o dziwno był opanowany i jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Nie mów Marcowi.... proszę.
- Dlaczego nie?
- Nie chce żeby się martwił.
Wstałam powoli i on razem ze mną. Odwróciłam się do niego plecami i chciałam wyjść ale złapał mnie za nadgarstek.
- Może nie powinnaś zostawać sama - uśmiechną się przebiegle jak kot. - Może nawet spać.
Zaśmiałam się pomimo tego co się stało niecałe 5 minut temu.
Chciałam uciec stamtąd jak najszybciej. Miałam dość tej całej sytuacji.
- Josh puść mnie. Proszę.
Odrywał każdy palec po kolei aż w końcu mnie puścił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz